piątek, 6 grudnia 2013

Półtorej godziny wyśmienitego aktorstwa – „Wenus w futrze” Romana Polańskiego

Wydawałoby się, że film, w którym gra tylko dwóch aktorów będzie nudny. Jak jednak pokazał nam Roman Polański, wystarczy wybrać do roli artystów, którzy wcielą się w postacie w sposób tak nadzwyczajny, że nie wiadomo kiedy mija czas spędzony w kinie. „Wenus w futrze” mówi o dominacji, manipulacji, damsko-męskich grach. Dodatkowo poczucie bycia w teatrze, a nie sali kinowej sprawia, że ten film warto zobaczyć.

Cała historia toczy się wokół powieści Leopolda von Sacher-Masocha „Wenus w futrze”. Reżyser Thomas (Mathieu Amalric) poszukuje odtwórczyni głównej roli do swojej sztuki, opartej na książce von Sacher-Masocha. Gdy traci wiarę w powodzenie poszukiwań, do teatru wchodzi Vanda. Początkowo Thomas nie chce przesłuchać nieokrzesanej, szczerej aż do bólu i bezczelnej kobiety, jednak jej determinacja ostatecznie doprowadza do sytuacji, w której czytają scenariusz z podziałem na role. Gdy reżyser słyszy pierwsze zdanie Wandy, oniemiewa ze zdumienia. Aktorka przechodzi całkowitą metamorfozę – staje się Wandą z powieści von Sacher-Masocha, dokładnie taką, jaką szukano do tej roli. Od tej pory czytają scenariusz, wczuwają się w postacie całym sercem, dyskutują na temat damko-męskich stosunków. Cała historia kończy się, jak dla mnie, zaskakująco i trochę niezrozumiale. Nie będę oczywiście zdradzać finału, zapraszam do obejrzenia i wysnucia swoich wniosków i przemyśleń. Tak, jak wspominałam na początku – może się wydawać, że film znudzi się po 10 minutach, jednak jest inaczej. Fabuła wciąga widza, przede wszystkim dzięki naprawdę wyśmienitej grze aktorskiej. Emmanuelle Seigner wspaniale przechodzi z roli niepokornej Vandy, do eleganckiej i dystyngowanej Wandy z powieści. Ta metamorfoza była dla mnie najlepszą częścią filmu. W porównaniu z nią Mathieu Amalric wypadł trochę słabiej, niemniej jednak tragiczny jak niektórzy „pseudo aktorzy jednej miny” nie był. Kolejną rzeczą jest bardzo skromna, ale przyjemna, scenografia teatralna i w ogóle fakt dziania się całej akcji w budynku teatru – spektakle przeniesione na szklane ekrany zawsze mi się podobały. Także cudowna ścieżka dźwiękowa sprawia, że z przyjemnością śledzi się akcję. 

„Wenus w futrze” posiada momentami przydługawe dialogi, ale całościowo jest produkcją bardzo udaną. Jest pomysłem dość odważnym tworzenie filmu tylko z duetem aktorskim. Żeby wypadło to jak najlepiej, najmniejsze i czasem pomijane sprawy muszą zostać bardzo dobrze dopracowane. W „Wenus w futrze” wszystko jest na swoim miejscu. 
 


(źródło zdjęć: filweb.pl)

2 komentarze:

  1. W sumie nie oglądałam jeszcze i nawet nie wiedziałam, że tam gra tylko dwójka aktorów ;P trochę mnie to zniechęca, ale skoro mówisz, że warto, to obejrzę przynajmniej początek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początek jest taki.. magiczny lekko i jak dla mnie zachęcający :P Zobaczysz czy się wkręcisz dalej :)

      Usuń