poniedziałek, 9 grudnia 2013

Niezapomniana podróż do przeszłości - 14. Festiwal Filmu Niemego w Kinie Pod Baranami

Kino nieme czasy swojej świetności ma już dawno za sobą. Są jednak osoby, które zawsze chętnie powrócą do tamtych produkcji, z łezką w oku spoglądając na ekran. Kino Pod Baranami przeniosło widzów w początki XX wieku, zapewniając muzykę na żywo do każdego wydarzenia. W ramach Festiwalu można było zobaczyć filmy z Polą Negri, Charliem Chaplinem, Busterem Keatonem. Cztery dni mogliśmy delektować się niemymi produkcjami z dawnych lat - szkoda, że tylko cztery.

Festiwal otworzyła „Hiszpańska tancerka” - film cyfrowo odrestaurowany z różnych kopii, poskładany według oryginalnego scenariusza. To kostiumowa opowieść o miłości cyganki i hiszpańskiego barona, miłości od pierwszego wejrzenia. Maritana (Pola Negri) wróży na uczcie Don Cesarowi de Bazan (Antonio Moreno) biedę, ucieczkę przed prawem, małżeństwo, po czym oddala się. Ich losy splatają się, gdy Maritana chce oddać bogaczowi saszetkę, którą ukradł mu jej kolega z taboru. Okazuje się, że pierwsza część przepowiedni dziewczyny już została spełniona - don Cesarowi odebrano majątek, a sam ucieka przed karą więzienia. Cyganka pomaga mężczyźnie w zgubieniu strażników królewskich. Przyrzekają spotkać się w Madrycie na obchodach święta Maryi Panny. W międzyczasie Maritaną interesuje się król Filip IV, chcący uczynić z niej swą kochankę. Dziewczyna zostaje wplątana w intrygę na dworze hiszpańskiego króla. Wszystko jednak kończy się pozytywnie. W filmie przeplata się wiele różnych wątków, niemniej jednak nie jest to męczące dla widza – ogląda się z przyjemnością, gdzieniegdzie wybuchając śmiechem. Kino nieme, moim zdaniem, wymagało więcej od aktora niż w dzisiejszych czasach - mowa ciała, mimika musiały być bardzo wyćwiczone. Tutaj wręcz delektowało się grą aktorską. Najbardziej oczywiście spodobała mi się Pola Negri – nasz polski akcent w Hollywood międzywojnia. Grupa Que Passa stworzyła świetny klimat przygrywając na żywo do historii z ekranu. Idealnie dopasowali brzmienia do scen filmu. Czułam się jakbym u boku Poli Negri przemieszczała się uliczkami Madrytu z początku XVII wieku, a wszystko dzięki muzykom.

Trzeciego dnia festiwalu wybrałam się na „Manię. Historię pracownicy fabryki papierosów”. Tytułowa Mania (Pola Negri) zostaje wybrana do pozowania do plakatu reklamującego jej miejsce pracy. U malarza poznaje młodego kompozytora Hansa van den Hofa (Arthur Schröder), zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ich życie wydaje się być sielanką – Mania staje się muzą Hansa, dzięki niej udaje mu się napisać operę. Chłopak ubiega się o jej wystawienie na deskach Opery Narodowej, jednak uniemożliwia mu to Morelli – znany i szanowany mecenas sztuki, zainteresowany Manią i zazdrosny o kobietę. Aby ratować ukochanego dziewczyna podejmuje rozpaczliwą decyzję, która na zawsze zmieni życie jej i Hansa. Aktorzy również byli świetni – bardzo lubię żywą gestykulację w filmach niemych, oraz, czasem przerysowaną, mimikę. Fabuła tego filmu jest zdecydowanie mniej zagmatwana niż „Hiszpańskiej tancerki”, niemniej jednak i jeden i drugi oglądnęłam z przyjemnością. Jedyne co mi nie odpowiadało to muzyka. Tym razem przygrywał krakowski zespół jazzowy Jazz Band Ball Orchestra. Momentami nie mogłam się w ogóle skupić na filmie, tak straszne dźwięki z siebie wydawali. Nie dość, że do większości scen zupełnie nie pasowały proponowane przez nich rytmy, to jeszcze momentami rozmawiali ze sobą na głos (słyszałam ich w dziesiątym rzędzie). W pewnym momencie miałam ochotę wyjść, jednak zostałam - tylko ze względu na film.

Kraków sprzed II wojny światowej zachwyca mnie nieustannie, nie mogłam się więc doczekać ostatniego dnia festiwalu. Miałam przyjemność zobaczyć „SEN O STARYM KRAKOWIE - filmowe obrazy Krakowa początku XX w.” z akompaniamentem muzyków z zespołu Vladimirska. Był to zbiór krótkich filmików z życia miasta sprzed 100 lat. Z przyjemnością oglądałam obrazy Krakowa w przeróżnych momentach: w czasie procesji Bożego Ciała, uprawiania sportów zimowych w Lesie Wolskim, czy odśnieżania ulic. Pokazano także film informujący o trasach linii tramwajowych, pracy gazowni, relację z wycieczki do Ojcowa, a także, przede wszystkim, przeróżne i przepiękne widoki Krakowa dnia powszedniego. Niezwykle miło było oglądać miasto sprzed 100 lat, porównując jego wygląd do dzisiejszego. Do tego muzyka na żywo – przepiękne brzmienia w zupełności oddające klimat minionej epoki, pozwalające zrelaksować się i zapomnieć na chwilę, który mamy rok.

Festiwal Filmu Niemego jest zdecydowanie moim ulubionym wydarzeniem kończącego się powoli roku kalendarzowego. Czas spędzony z bohaterami filmów niemych był przyjemnością, z którą bardzo ciężko było się pożegnać. Za każdym razem z Kina Pod Baranami wychodziłam smutna i zawiedziona tym, że muszę już wracać z podróży w lata przedwojenne do teraźniejszości. Jednak pozostaje nadzieja, że takich wydarzeń będzie więcej. Jak pokazała frekwencja, osób interesujących się epoką międzywojnia jest bardzo dużo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz