piątek, 5 września 2014

Bracia Gierymscy powrócili zza światów

Muzeum Narodowe w Krakowie wraz z Muzeum Narodowym w Warszawie stworzyło projekt „Bracia Gierymscy”. W jego ramach prezentowane są zwiedzającym prace tychże znanych polskich malarzy XIX wieku. Do 10 sierpnia pod Wawelem oglądać mogliśmy dzieła starszego, Maksymiliana – współtwórcy realistycznego malarstwa pejzażowego na ziemiach polskich. W stolicy natomiast znajdowały się prace Aleksandra – przedstawiciela realizmu, prekursora impresjonizmu w Polsce. Ja miałam przyjemność podziwiać dzieła starszego z braci.

Całe piętro Gmachu Głównego Muzeum zajmowały obrazy olejne, prace na papierze, nie tylko samego Maksymiliana, ale także innych artystów jego pokolenia, takich jak: Stanisław Witkiewicz, Eduard Schleich czy Józef Brandt. Ekspozycję podzielono na siedem części – każda z nich to osobny wątek twórczości malarza. Znajdowały się tam więc młodzieńcze dzieła Gierymskiego, prace nawiązujące do powstania, czy też pejzaże w nurcie romantycznego realizmu – sztandarowe dzieła malarza. Na jego obrazach można podziwiać także życie codzienne mieszkańców miast oraz miasteczek. Maksymilian tworzył również, specjalnie dla bogatej klienteli, kompozycje zopfowe – sceny polowań w strojach rokokowych. Jedna z części wystawy to „Gabinet dzieł zaginionych”. Prezentowane w nim były multimedialnie wybrane dzieła starszego z braci Gierymskich, których oficjalnie nie można spotkać w żadnym muzeum, przepadły być może na zawsze. Tak duża powierzchnia wystawowa w Muzeum Narodowym w Krakowie utrzymana została w czerwono-szarej tonacji. Ku mojej uciesze obrazy w końcu były odpowiednio oświetlone (MNK ma z tym chyba jakimś problem, do jakiegokolwiek z ich oddziałów pójdę ZAWSZE oglądam obraz z „dziurą” światła na środku) – mogłam podziwiać dzieła z bliska, z daleka, pod skosem, z boku i żadna żarówka nie odbijała mi się na płótnie przeszkadzając w kontemplacji maźnięć pędzla (moją uwagę przykuły również przepiękne, zdobione ramy, w których znajdują się obrazy). Przeszkadzały mi tylko dwie rzeczy: pierwsza z nich to niezbyt intuicyjny system zwiedzania – po około godzinie nie byłam nadal do końca pewna, czy widziałam wszystkie dzieła, czy też coś mi umknęło (tak, jestem fanką oglądania każdego, najmniejszego eksponatu - w końcu po to przychodzę do muzeum, dlaczego więc mam coś pominąć). Drugą rzeczą były biegające z kąta w kąt i krzyczące dzieci. Tutaj pojawia się moja prośba do rodziców – przyprowadzajcie dzieci na lekcje muzealne, specjalnie dla nich przygotowywane, żeby się nie nudziły, gdy wy w skupieniu przyglądacie się obrazom. Jeżeli już jednak decydujecie się je ze sobą zabrać uczcie je kulturalnego zwiedzania – bez krzyków, bieganiny i łez. W końcu kto ma je tego nauczyć jak nie wy?

Podsumowując - wystawę "Maksymilian Gierymski. Dzieła, inspiracje, recepcja" należy zaliczyć do jednych z bardziej udanych Muzeum Narodowego w Krakowie.



(zdjęcia mojego autorstwa)


1 komentarz:

  1. Hmm.. mamy trochę inne odczucia dotyczące wystawy Maksymiliana. Może to dlatego, że zdążyłam już wcześniej paść urokiem Aleksandra. Nie mogłam się jakoś przekonać do starszego brata. Jeśli jesteś zainteresowana, ja również napisałam relację z tej wystawy :) http://artcriticaleye.wordpress.com/2014/07/20/maksymilian-g-prozaiczny-az-do-bolu/

    OdpowiedzUsuń