Zaczynam się
przyzwyczajać, iż większość komedii wystawianych w Teatrze Bagatela koncentruje
się wokół tych samych motywów – pewna osoba wplątuje się w aferę, która zmusza
ją, oraz jej przyjaciela/przyjaciół, do udawania innych osób, wymyślania nowych
historii, a w końcu zapętlenia wyssanych z palca faktów ze swojego życia i zostania
zmuszonym do wyznania prawdy. Po dość dużej ilości podobnych spektakli zaczynam
się nudzić, niemniej jednak aktorzy prawie zawsze rekompensują mi moje
znudzenie.
Treść „Wieczoru kawalerskiego”, ponieważ o nim będzie mowa, koncentruje się wokół nieoczekiwanych skutków tytułowego wieczoru kawalerskiego. Parę godzin przed weselem przyszły pan młody całkowicie „wczorajszy” budzi się u boku nieznajomej dziewczyny, dodatkowo w apartamencie małżeńskim, zarezerwowanym na jego noc poślubną. Wymyślane w pośpiechu kłamstwa pociągają za sobą kolejne nieprawdziwe informacje, w których, jak zwykle, bohaterowie zaczynają się gubić. Na szczęście momentami było nawet zabawnie – momentami, ponieważ mnie osobiście tego typu historie przestają już śmieszyć, ratują je dialogi, a przede wszystkim aktorzy. Spektakl w reżyserii Pawła Pitery wybawiła od rutyny Ewelina Starejki, którą nawiasem mówiąc widziałam na scenie pierwszy raz. Rozbawiła publiczność rewelacyjną rolą Sandry – zabawna, żywiołowa, świetnie weszła w rolę rozpieszczonej i być może trochę infantylnej kobiety. Przede wszystkim ona sprawiła, że nie zasnęłam na widowni. Również Ewę Mitoń, w roli matki panny młodej, oglądałam jak zawsze z przyjemnością – każda jej rola komediowa wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Niestety, Adam Szarek w roli pana młodego był nudny, mało śmieszny, być może starał się, ale ewidentnie mu to nie wychodziło. Na szczęście jego koleżanki z zespołu ratowały sytuację.
W scenografii widać było rękę Joanny Schoen, chyba etatowej scenograf Bagateli – wszystkie spektakle na których byłam, specjalnie sprawdziłam na stronie internetowej Teatru, tworzyła pani Joanna, co widać gdy tylko podnosi się kurtyna. Właściwie jeszcze przed wyjściem na spektakl i przed przeczytaniem jego opisu wprowadzającego na stronie, jestem w stanie przewidzieć jak będzie wyglądała scena. Nie twierdzę, że jest to złe – chwała pani Schoen za to, że ma swój styl – jednak jako widz chciałabym czasem widzieć inne wnętrza, a nie zawsze prawie identyczne, zmieniają się tylko.. Właściwie nic się nie zmienia – aktorzy ci sami, historie te same, cały czas to samo.
Czy warto wybrać
się na „Wieczór kawalerski” do Teatru Bagatela? Nie warto. Mają w swoim
repertuarze zdecydowanie lepsze komedie niż ten spektakl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz