Ostatni dramat Sławomira Mrożka „Karnawał, czyli
pierwsza żona Adama” od jakiegoś już czasu gości na deskach Teatru im. Juliusza
Słowackiego w Krakowie. Wiedziona ciekawością, a także tęsknotą za spektaklami
w jednym z najstarszych krakowskich teatrów, postanowiłam zobaczyć co też
sławny dramaturg stworzył pod koniec swojego życia.
Treść spektaklu w reżyserii Bogdana Cioska jest
pozornie prosta – 22 czerwca na życzenie Szatana organizowany jest bal
karnawałowy. Obok Ewy, drugiej jak się okazuje biblijnej żony Adama, pojawia
się Lilith, jego pierwsza małżonka. Według hebrajskich podań była ona kobietą
tak nieznośną, iż Adam nie dał rady z nią żyć, więc postarał się o drugą
kobietę, być może bardziej okiełznaną. Na to dość niezwykłe wydarzenie, któż
bowiem widział karnawał w środku roku, przychodzą także inne postacie
historyczne czy mityczne. Mamy więc Prometeusza, Goethego, Margheritę Fausta
oraz Biskupa reprezentującego Kościół katolicki. Postacie traktują zaistniałą
sytuację jako dobry moment na refleksje, odpowiedzi na dręczące ich pytania,
uzyskanie pomocy od innych. Jednak to, co mnie zaintrygowało najbardziej to
scenografia. Andrzej Witkowski zaproponował widzom wyjazd w ciepłe kraje –
projektor wyświetla wielką taflę wody, dookoła palmy, leżaki oraz rama
wejściowa z automatycznie otwieranymi drzwiami. W późniejszej części sztuki
pojawiają się stoły oraz krzesła specjalnie na tytułowy karnawał, wodę
zastępuje projekcja sztucznych ogni. Wygląda to naprawdę intrygująco i
zaskakująco. Dodatkowo aktorzy nie zawiedli – zagrali swoje role bardzo dobrze.
No może oprócz Daniela Malchara (Adama), który zawodowo ma jeszcze bardzo dużo
do nadrobienia. Generalnie rzecz biorąc pod tym względem sztukę bardzo miło się
ogląda – u każdej z postaci już na wstępie zobaczyć można charakterystyczne dla
niej ruchy, nierzadko dość przerysowane. Całościowo spektakl jest bardzo udaną
interpretacją dramatu Mrożka.
„Karnawał, czyli pierwsza żona Adama” to spektakl bardzo
uniwersalny. Pod przykrywką wielkich osób pokazuje problemy zwykłych ludzi. Niesie
ze sobą pytanie o zmianę świata, nadzieję na jej nastąpienie. Czas na widowni
mija bardzo szybko, przynosząc ze sobą refleksję na temat rodzaju ludzkiego
oraz sensu naszego życia, możliwości zmian na dłuższą metę. Teatr Słowackiego
ma z roku na rok coraz ciekawszą ofertę. Szkoda tylko, że idą za tym także
coraz droższe ceny biletów. No ale czego się nie robi dla (dobrej) sztuki.
(plakat spektaklu pochodzi ze strony: http://www.slowacki.krakow.pl/pl/spektakle/aktualne_spektakle/_get/spektakl/524)
Ann, wybacz, że nie do tematu, ale w podziękowaniu za regularne prowadzenie bloga nominuję Cię do blogowej zabawy Liebster Blog Award. Szczegóły tutaj: http://zapipidopustkowie.blogspot.com/2014/11/q-z-grezentyn-czyli-pierwsze-blogowe.html
OdpowiedzUsuńTylko jeśli masz ochotę :)
Biorę udział niesamowicie chętnie! :)
OdpowiedzUsuń