piątek, 31 maja 2013

Wernisaż wystawy "Etnografia/animacja/sztuka: Nierozpoznane wymiary rozwoju kulturalnego" - Muzeum Etnograficzne w Krakowie

Razem ze współlokatorką, zachęcone ciekawą nazwą wystawy, wybrałyśmy się 5.04. do Muzeum Etnograficznego na wernisaż. Nie odbywał się on w gmachu głównym, ale w Domu Esterki (jakieś paręnaście metrów dalej). W Muzeum Etnograficznym byłam parę razy, ale jakoś zawsze tak wychodziło, że nigdy nie oglądnęłam całej ekspozycji do końca. W każdym razie wybiorę się tam na pewno na spokojnie, ponieważ ciekawią mnie tematy związane z ludowością, folklorem polskim.

Wystawa "Etnografia/animacja/sztuka: Nierozpoznane wymiary rozwoju kulturalnego" była próbą przedstawienia w formie ekspozycji spotkania etnografów z mieszkańcami wsi Broniów i Ostałówek (link do opisu wydarzenia na stronie ME http://etnomuzeum.eu/Aktualnosci,566_etnografiaanimacjasztuka_wystawa_kolektywu_terenowego_w_mek.html). Na wystawie można było zobaczyć dużo zdjęć wykonanych mieszkańcom w czasie ważnych, czy też codziennych, dla nich sytuacji. W kącie jednej z sal leciały filmy nakręcone przez badaczy. Druga sala, ciemna, była dla mnie zagadką. Stała tam kosiarka stworzona przez jednego z mieszkańców wsi, puszczano nagrane głosy, wisiały cytaty, najprawdopodobniej z wywiadów. W żaden sposób na mnie to nie oddziałało, z perspektywy czasu nadal nie mam pojęcia o co tam chodziło. Natomiast pierwsza sala, jasna, chociażby ze względu na dużą ilość zdjęć w wielu rozmiarach, była zdecydowanie przyjemniejsza. Fotografie nie były artystyczne, czy zapierające dech w piersiach, miały jednak to coś w sobie, co sprawiało, że oglądało się je z zadowoleniem. Mnie urzekło zdjęcie panien młodych w bardzo różnym przekroju wiekowym.

Wracając do wernisażu: przyszłyśmy kilkanaście minut przed rozpoczęciem, przywitała nas bardzo sympatyczna i miła pani, pokierowała nas do "poczekalni". Wystawa miała zostać otwarta o 19, o 19:15 uznałyśmy, że przejdziemy się i pooglądamy eksponaty. Przeciskałyśmy się między ludźmi, a po 10 minutach zobaczyłyśmy już wszystko. Jakoś po 19:30 zaczęło się robić zamieszanie, bo ktoś zaczął coś mówić - okazało się, że w końcu zaczynają. Najpierw członkowie Kolektywu Terenowego przedstawili się, każdy po kolei, następnie pojawił się gawędziarz. Zaczął opowiadać przygodę Odyseusza z olbrzymem Polifemem, z perspektywy jednego z członków załogi. Jak dla mnie ta historia nie miała zupełnie nic wspólnego z wystawą, była niepotrzebnym przeciąganiem wstępu. Nie można jednak odmówić panu gawędziarzowi umiejętności gawędziarskich, po prostu nie pasował do wydarzenia. Wytrzymanie opóźnienia i przydługiego rozpoczęcia zostało nagrodzone w postaci wielu kieliszków wina, na które organizatorzy nie żałowali pieniędzy.

Podsumowując: wystawa sama w sobie nie wywołała moich ochów i achów, ale mimo wszystko zdjęcia oglądało się przyjemnie. Przyjęcie gości bardzo ciepłe, zachęcające do powrotów. A te będą na pewno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz